piątek, 19 czerwca 2015

Pierwszy - To koniec.


Samantha.

            Stukot moich obcasów odbijał się echem po pustej uliczce. Fuknęłam pod nosem, przeklinając babcię, która kazała założyć mi cholernie niewygodne szpilki. Doskonale rozumiałam, że ukończenie liceum to ważna okazja, wymagająca odpowiedniego ubioru, ale czy nie mogłam założyć przynajmniej koturnów, w których czułam się bardziej komfortowo? Poprawiłam granatową sukienkę, która, jak na mój gust, była trochę przykrótka i minęłam próg szkoły. Zakończenie miało rozpocząć się za chwilę, moi rówieśnicy skupili się w auli, a ja wzrokiem szukałam Jasona. Blondyn był moim jedynym przyjacielem, który kończył szkołę razem ze mną. Reszta naszej paczki niestety musiała kontynuować naukę.
            Wypatrzyłam Jaya w pierwszym rzędzie, więc szybko doskoczyłam do wolnego miejsca koło niego i ucałowałam go w policzek.
-Już myślałem, że nie przyjdziesz. - szepnął i uśmiechnął się szeroko.
-Ciekawe w ile czasu ty byś doszedł tu w tych cholernych buciorach. - mruknęłam i poprawiłam włosy, odrzucając je na plecy.
-Masz przemówienie? - spytał, a ja kiwnęłam głową.
-Kiepskie, ale mam. - uśmiechnęłam się blado, ale całkowicie szczerze i przeniosłam wzrok na scenę.
            Dyrektorka, ubrana w szarą, elegancką garsonkę, podeszła do mikrofonu i rozejrzała się po sali. Na jej twarz wpełzł szeroki uśmiech. Uwielbiałam tę kobietę, była znakomitym pedagogiem i miała konkretne podejście do młodzieży. Nie sprawiała wrażenia surowej, potrafiła dojść do porozumienia nawet z najgorszymi uczniami tej szkoły. Nie zabraniała niczego na siłę, tłumaczyła i sprawiła, że nasze liceum było tym, z najlepszą atmosferą w Londynie.
-Nie przedłużając, chciałabym zaprosić tu osobę, która pomogła mi prowadzić tę placówkę przez ubiegłe trzy lata. - wyszukała mnie w tłumie i pokazała na mnie dłonią. - Dzięki niej dowiedziałam się więcej o tym, jak współpracować z młodymi ludźmi. Proszę o gromkie brawa dla przewodniczącej samorządu uczniowskiego, Samanthy Waller.
            Wstałam z miękkiego krzesła i ruszyłam powoli w kierunku schodków. Modliłam się, żebym nie potknęła się o jakiś kabel, czy nawet własną stopę. Na szczęście udało mi się dojść do mikrofonu w jednym kawałku. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i głośno przełknęłam ślinę.
-Um.. - zająknęłam się. Jason uniósł w górę dwa kciuki, czym dodał mi otuchy. - Na początku chciałabym powitać całą kadrę i was, uczniowie. Nadszedł ten moment, kiedy odetchnęliśmy po egzaminach końcowych, więc pora na pożegnanie. Dla nas, absolwentów, jest to szczególny moment, bo kończymy ważny rozdział w naszych życiach. Każdy z nas myśli sobie, co wyniósł z murów tej szkoły, co jeszcze mógł uczynić, by doskonalić siebie. Jednego jestem pewna. Nikt z nas nie żałuje spędzonych tu lat. Bywało różnie, chyba się ze mną zgodzicie. Każdy z nas przeżywał wzloty i upadki, ale uparcie dążyliśmy do postawionych sobie wcześniej celów. Tutaj chciałabym podziękować nauczycielom, którzy nas w tym wspierali. Często nie akceptowaliśmy narzuconych przez was zasad, buntowaliśmy się i kłóciliśmy, ale po latach zrozumiemy słuszność waszych rad i decyzji. - spojrzałam na siedzącą przy długim stole kadrę i skinęłam do nich głową. - Nie chcę zanudzić was na śmierć tym okropnym przemówieniem, ale mam nadzieję, że zapamiętacie jedno. To, czego nauczyliśmy się w tej szkole, zostanie z nami na zawsze. Być może stworzyliście tutaj przyjaźnie, które trwać będą do końca waszych dni. Być może spotkaliście tu miłość swojego życia, więc dbajcie o nią i pielęgnujcie, by rosła w siłę. Trzymajcie się też swoich pasji, bo jestem w stu procentach pewna, że tutaj, w liceum imienia świętego Tomasza, odnaleźliście to, co kochacie robić. Wielkie podziękowania dla całego samorządu, bez was, nic bym nie zdziałała. Dziękuję też dla wszystkich przewodniczących kół zainteresowań, mam nadzieję, że pozostawiliście po sobie godnych zastępców. Cóż, po prostu dostańcie się na wymarzone studia, znajdźcie dobrą pracę i uważajcie na siebie, kochani.
            Uśmiechnęłam się szeroko i zeszłam ze sceny. Dyrektorka ocierała policzki z łez, pan Blackthorn, profesor matematyki, kiwał głową z aprobatą, a reszta nauczycieli wstała i razem z uczniami biła mi brawa. Opadłam na krzesełko obok Jaya i oparłam głowę o jego ramię.
-Koniec, Jason. - szepnęłam. - To koniec.
-Każdy koniec jest początkiem, Sammy. - cmoknął mnie w czubek głowy, a ja pokiwałam twierdząco. -Leć już, bo dziewczyny czekają.
            Przez to całe zamieszanie zapomniałam, że gramy pożegnalny koncert. Szybko przytuliłam blondyna, wzięłam szpilki w dłonie i na bosaka pobiegłam za scenę. Chrissie stroiła gitarę, Lil siedziała na starym elemencie dekoracji, z nosem w telefonie, a Mattie nie było widać. Musiała rozkładać perkusję na scenie. Upewniwszy się, że zamknęłam drzwi, ściągnęłam sukienkę przez głowę. Wskoczyłam w skórzane spodenki i bordowy crop top. Wcisnęłam na nogi krótkie trampki i wzięłam gitarę do ręki.
-Nie mogę uwierzyć, że już się tu nie uczysz. - Chrissie odstawiła instrument i objęła mnie ramionami. - Kto teraz będzie nami dyrygował?
-Daj sobie siana, ok? - zaśmiałam się i lekko pacnęłam ją po ramieniu.
-Możecie w końcu ruszyć tyłki? - Mattie wpadła za kulisy. - Publika się niecierpliwi.
-To idź i nas zapowiedz, a nie pieprzysz głupoty. - mruknęła Lily i odłożyła komórkę.
            Ciemnowłosa kiwnęła tylko głową i wyszła. Zaczęła uciszać tłum, a po chwili wszyscy zaczęli skandować naszą nazwę. Popatrzyłyśmy na siebie we trójkę, a ciepło, które czułam w środku było nie do opisania.
-A teraz, przed wami największa chluba naszego liceum. Powitajcie Black Monday!
            Hałas, którzy utworzyli uczniowie, na pewno było słychać poza murami szkoły. Lilith nie mogła wytrzymać ciśnienia i wyskoczyła na scenę, wśród akompaniamentu bębnów Mathildy. Chrissie ścisnęła moją dłoń i razem wyszłyśmy zza kulis. Ludzie nie zwracali uwagi na krzesła, tylko przepychali się, by stać jak najbliżej. Nauczyciele obserwowali nas z boku, jednak niektórzy wesoło podrygiwali. Przystanęłam pod mikrofonem, akurat kiedy Mattie odliczyła do czterech.             Postanowiłyśmy zacząć od Sweet Child O' Mine, Gunsów. Wszystkie kochałyśmy się w tym zespole, naszym pierwszym coverem też była ta piosenka. Główny wokal przypadał mi, nie musiałyśmy się o to kłócić, bo to dziewczyny tak nakazały. Może nie czuły się na siłach? Żadnej z nas nie brakuje głosu, po prostu Lil wolała szaleć po scenie z basem, Mattie śpiewała tylko krótkie teksty, bo nie dała rady ogarnąć perkusji, ale Chrissie wspierała mnie najbardziej.
            Zagrałyśmy tylko trzy piosenki, bo nie chciałyśmy przeciągać ostatniego dnia w szkole. Dyrektorka podziękowała nam serdecznie, jeszcze raz pożegnała wszystkich uczniów i zakończenie dobiegło końca.
            Jason Reed po raz kolejny miał rację. Każdy koniec jest początkiem. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo zmieni się moje życie.
            Obudziłam się o siódmej rano i zupełnie nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Promienie słońca wpadały do pokoju przez nie do końca spuszczone rolety, denerwując mnie hipnotyzującym tańcem na białych ścianach. Przetarłam oczy, najprawdopodobniej rozmazując wokoło nich resztki tuszu do rzęs. Ziewnęłam szeroko i przeciągnęłam się, w akompaniamencie strzelania kości.      Normalnie zwlokłabym się z materaca, związałabym włosy w niechlujnego koka, wskoczyłabym w pierwszy lepszy sweter i legginsy, i wyszłabym do szkoły, po drodze przegryzając jabłko. Westchnęłam głośno. Nie było możliwości, żeby udało mi się znów zasnąć, więc zatopiłam stopy w starej wykładzinie i podniosłam się z łóżka.
            Babcia krzątała się po kuchni, wesoło podśpiewując któryś ze starych hitów. Usiadłam przy stole i oparłam głowę na dłoni. Po sekundzie pod nosem zobaczyłam kubek świeżo zaparzonej kawy.
-Nie możesz spać, skarbie? - kobieta usiadła na przeciwko i popatrzyła na mnie pytająco.
-Przyzwyczaiłam się do wczesnego wstawania. - mruknęłam. - Najgorsze jest to, że nie wiem co dalej, babciu.
-Jak to co? - zaśmiała się krótko. - Musisz żyć dalej i dawać z siebie wszystko.
-Jay wyjeżdża na studia, reszta zostanie w liceum, a ja? Skończę na kasie w Tesco. - jęknęłam żałośnie i upiłam łyka gorącego napoju.
-Jak ci do tego Tesco tak spieszno, to leć po zakupy. Umówiłam się z Alice, a nie mam z czego upiec ciasta. Szoruj pod prysznic, a ja zrobię ci listę.
-Aye, kapitanie. - zasalutowałam i wstałam z krzesełka.
            Stałam w kabinie chyba z piętnaście minut. Zimna woda od zawsze pomagała mi się rozbudzić, doskonale rozluźniała spięte po nocy mięśnie. Włosy ciągle miałam związane na czubku głowy, bo nie chciałoby mi się ich suszyć. Po prysznicu umyłam szybko zęby, przejechałam rzęsy tuszem i zmieniłam piżamę na dżinsowe szorty, i koszulkę, która chyba należała do Jasona.
            Wzięłam od babci świstek z listą zakupów, zielone jabłko w lewą rękę, a prawą pogłaskałam po głowie najbardziej wrednego kota pod słońcem. Charlie był z nami już trzy lata, ale ciągle wydawało mu się, że rządzi w tym domu. Potrafił wskoczyć na stół i wywracać na podłogę szklanki, a później patrzył się z szyderczym wzrokiem, kiedy ja, albo babcia, męczyłyśmy się ze sprzątaniem. Typowe.
            Zegarek wskazywał kilka minut po ósmej, kiedy przeżyłam chyba największy szok w swoim życiu. Trzy dziewczyny zastąpiły mi drogę i zagadały, trochę łamaną angielszczyzną.
-Samantha z Black Monday? - spytała najwyższa, uśmiechając się nieśmiało.
-Uhm, tak, to ja. - odpowiedziałam zaskoczona.
-O mój boże, uwielbiamy was! - pisnęła ta, która wyglądała na najmłodszą. Na moją twarz wpełzł szeroki uśmiech.
-Dzięki, dziewczyny. - zaśmiałam się krótko. - Skąd jesteście?
-Z Monachium. - odpowiedziały zgodnie. - Room94 wspominali o was na koncercie, tweetowali i w ogóle. O matko, nie wierzę, że cię spotkałyśmy. Nie obrazisz się jak poprosimy cię o zdjęcie?
            Oczywiście, że się nie obraziłam. Pierwszy raz ktokolwiek poprosił mnie o fotkę. Popstrykałyśmy kilka selfie, dziewczyny zadawały mnóstwo pytań odnośnie planów zespołu, reszty dziewczyn, jak i rzeczy całkiem neutralnych. Na niektóre z nich w ogóle nie umiałam odpowiedzieć, kilka z nich sprawiły, że śmiałam się jak głupia. Te trzy panienki zdecydowanie poprawiły mi humor i przeczuwałam, że dziś już nic mi go nie zepsuje.
            Krążyłam alejkami hipermarketu w poszukiwaniu kolejnych produktów z listy. Nie miałam pojęcia po co mojej babci cztery kilogramy karkówki, skoro chciała piec ciasto, no ale wolałam nie wnikać. Lawirowałam między półkami, z trzema puszkami kukurydzy w rękach, gdy ktoś stanął mi na drodze. Pisnęłam cicho, odskakując do tyłu. Na szczęście zdołałam utrzymać puszki w rękach i oszczędziłam sobie wstydu na cały sklep.
-Jezu, to tylko ja. - uniosłam wzrok na Jasona, który ledwo powstrzymywał śmiech. - Widziałem przez okno jak szłaś.
-Nie mogłeś wysłać mi esemesa? - mruknęłam i wrzuciłam kukurydzę do koszyka.
-Nie. - stwierdził z szerokim uśmiechem na twarzy. - Chodź, pomogę ci donieść to wszystko do domu. Wiesz, że kocham kuchnię twojej babci.
-A ona kocha ciebie chyba bardziej niż mnie. - prychnęłam i pchnęłam wózek do przodu. - Chodź, przygłupie.
            W drodze powrotnej opowiadałam blondynowi o fankach, które spotkałam wcześniej. Zarzekał się, że za jakiś czas to będzie dla nas zwyczajna, oczywista rzecz, jak umycie zębów przed pójściem spać. Oczywiście wyśmiewałam go za każdym razem, kiedy tak mówił, bo ani ja, ani dziewczyny nie myślałyśmy nawet o wielkiej karierze. To, co robiłyśmy, było dla nas zwyczajnym hobby, nie wiązałyśmy z tym przyszłości. Każda miała zaplanowane to, co chce w życiu robić, za kogo chce wyjść za mąż i ile dzieciaków będzie miała. Muzyka była tymczasową przyjemnością, grałyśmy dla frajdy, a nie dla nie wiadomo jakiego rozgłosu.
            Jeszcze tego dnia nie przypuszczałam, że Jason Reed, facet, którego znałam przez całe swoje życie, okaże się jakimś cholernym jasnowidzem. Wszystkie jego słowa się spełniały, chociaż wolałabym, żeby część z nich jednak pozostała głęboko w zakamarkach jego umysłu.
***
Więc jest i pierwszy rozdział! To opowiadanie będzie takim raczej wolno pisanym, więc proszę o troszeczkę cierpliwości co do następnego! 
Dziękuję za tak cudowny odbiór, laski! Jesteście najlepsze :)
Jak na razie planuję same takie "zapychacze", żeby troszeczkę przemęczyć Was, do momentu poznania dziewczyn z 5sos. Mam nadzieję, że mi wybaczycie! :>
Do następnego!

4 komentarze:

  1. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Choć jeszcze za dobrze nie poznałam bohaterek, to wyglądają dla mnie na mega pozytywne i mam nadzieję, że takie się okażą. Oo! pierwsze fanki :D Jason jasnowidz - obyś się faktycznie nie mylił :D Jak dla mnie to nie są żadne zapychacze i nawet nie obrażaj tych rozdziałów :P To uzbrajam się w cierpliwość i czekam na R2 :D Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam ;) Czekam na dalsze części ;) Jak na razie zapowiada się bardzo fajnie. Jason (już go lubię i mam nadzieję, że będzie odgrywał znaczącą rolę w życiu Samanthy ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć. Właśnie Twój blog został nominowany na "bloga miesiąca Lipca"
    — link do bloga : http://spispowiesci.blogspot.com/
    — link do sondy : http://sonda.hanzo.pl/sondy,248255,GUA3.html
    ewentualnie u mnie w najnowszym wpisie :)
    —Czas do końca głosowania to 31 lipca 2015 rok
    Powodzenia, administratorka xx

    OdpowiedzUsuń